Liczba 69 jest sumą znaczeń liczb 6 i 9. Pierwsza symbolizuje natchnienie i pomysły pojawiające się w naszym umyśle w chwilach relaksu, odprężenia i wewnętrznej harmonii. Liczba ta przypomina również swoim znaczeniem o konieczności wybaczania. Druga reprezentuje stan osiągnięcia pełni w jakiejś dziedzinie. Związana jest z wysokim poziomem rozwoju intelektualnego, emocjonalnego bądź duchowego. Daje kontrolę nad własnym losem i wpływ na losy innych ludzi. Jej znaczenie związane jest z wynalazczością, pomysłowością i skutecznością. Jest to liczba zamykająca cykl.
Liczba 69—to także graficzne zobrazowanie znaku Raka.
Dla nas to także współczesne yin i yang. Chcielibyśmy aby właśnie takie były tu wpisy :)


środa, 26 lutego 2014

Nalewki

Od dwu lat zasmakowałem w robieniu nalewek. Wszystko co pojawia się w naszym życiu powodowane jest przez otaczających nas ludzi. W tym przypadku także inspiracją byli inni, sąsiedzi, bywalcy różnego rodzaju konkursów i konfraterii. W 2012 roku zrobiłem swoją pierwszą nalewkę, niestety nie tak jak każe rozsądek, z pomocą gotowego przepisu, ale na podstawie własnych przemyśleń na tematy smakowe, oraz chęci eksperymentu. Oczywiście ameryki nie odkrywałem, ale była to swoista kombinacja. 
To co stworzyłem, było dobre i nadawało się do picia, a znajomi uznali, że jest dobrze. Ale tak naprawdę upust fantazji, w głowie i w smaku, dałem dopiero w nalewkach made in 2013.
Czereśniówka.
No właśnie, jak to zrobić, żeby było smacznie i kolorowo. Same czereśnie raczej nie dadzą intensywnego koloru, a i wydobycie smaku może być ciężkie.Długo szukałem właściwego surowca na nalewkę. Czereśnia musiała być na granicy "przejrzałości", chyba nie ma takiego słowa, ale nadal trzymać jędrność i soczystość. Doskonałym dodatkiem do czereśni okazała się renkloda oraz mięta, pierwsza zaostrzyła i wysłodziła smak, druga nadała nutkę ziołową. Najważniejszy jednak okazał się alkohol. Zaryzykowałem i bazą stał się biały rum typu Bacardi. To był strzał w dziesiątkę. Zawsze zalewam wkład alkoholem do 50 %, dopiero po miesiącu dodaję spirytus w stosunku 1/2 (pół litra Bacardi, jedna czwarta litra spirytusu), czemu tak, za mocny alkohol "spali" owoce i nie wyciągniemy smaku. A co ze słodzeniem? Nie przywiązuję do tego szczególnej wagi, słodzę, tak jak doprawiam, na oko. Kiedy słodzę, przynajmniej dwa tygodnie po nastawieniu nalewki, a może być jeszcze później. Ostatnio nawet po 6 tygodniach, na tydzień przed degustacją :)

Śliwowica
Nazwa chyba trochę na wyrost, ale smak poezja, dziewczyny jak zasiadły do niej to posiedziały godzinę dłużej niż miały :) To był jesienny rzut węgierki, takiej naszej, zwykłej, małej i najsmaczniejszej. Ponieważ nie mogło być zwyczajnie za dodatki posłużyły figa (świeża) i imbir (tarty korzeń). Figa dała delikatny słodkawy posmak, a imbir zaostrzył smak.Tutaj bazą była dobra polska wódeczka, a później także polski spirytus. To chyba najlepsza jak do tej pory nalewka, wątpię nawet czy uda się ją powtórzyć :) Pestki, muszą być, u mnie 1/3 śliwek została wrzucona z pestkami.
Jesienna owocówka.
Nie nazywam jej konkretnie, bazą są borówka amerykańska i żurawina. W zeszłym roku też robiłem, ale czegoś brakowało. Już poprzednio dodałem chili (świeże) i dokładnie to samo było dodatkiem w tym roku. Nawet niewielka ilość chili powoduje, że smak owoców jest bardziej wyraźny, a to co czuje się w ustach po chwili nie ma sobie równych. No więc co zmieniłem w tym roku ? Drugim dodatkiem był owoc granatu. Jak dla mnie bomba, mówię Wam i kolor i posmak, sprawiły, że ten przepis zagości u mnie co roku. 
To na razie tyle, ale ta przygoda dopiero się zaczyna :)




środa, 19 lutego 2014

Łosoś na sałacie z pikantnymi pieczarkami.

Witajcie. Ponieważ to mój pierwszy wpis na tematy kulinarne, muszę zacząć od historii. Już jako młody człowiek zacząłem praktyki kuchenne, z jednej strony spowodowane potrzebą, mama pracowała na zmiany a tata dodawał makaron do kapuśniaka, z drugiej strony smakowało mi to co sam zrobiłem.
Wraz z wiekiem, doświadczeniem i eksperymentami jestem częstym użytkownikiem kuchennego blatu. "Specjalizuje" się w mięsach, rybach, makaronach, zupach i sałatach pozostawiając żonie prym w słodkościach. W większości przypadków posiłki zyskują uznanie choć do doskonałości kulinarnej bardzo daleko:)
W mojej ocenie gotowanie jest wtedy przyjemne, jeśli gotuję dla kochanej mi osoby i wiem, że sprawie jej tym wielką przyjemność.
Dość wstępu, czas na przepis :)

Składniki:
Łosoś - ryba za którą nie przepadam, ale odpowiednio zrobiona smakuje bardzo dobrze. Największy problem łososia to możliwość wysuszenia go w procesie obróbki termicznej. Ilość potrzebna do dania w zależności od ilości osób. Jedna osoba jeden ładny "stek" z fileta, najlepiej bez skóry.
Sałata - może być mix sałat, osobiście nie przepadam za sałatami ostrymi w smaku, ale wiem, że są ich wielbiciele. Do tego dania idealna jest lodowa, delikatna i chrupiąca.
Pomidory - zimą ciężko o dobre, a smak pomidora to podstawa. Wykorzystałem tym razem rzymskie, dojrzałe i mocno czerwone na gałązkach.
Ogórek - wbrew pozorom nawet zimą zdarzają się dobre.
Papryka - do tego tylko czerwona o wyraźnym smaku, zielona smakująca trawą zepsułaby kompozycję
Cebula - koniecznie czerwona, nie tylko lepiej wygląda, zaostrza delikatnie smak.
Pieczarki - po prostu ładne  
Oliwka  - jak kto lubi
Cytryna i przyprawy.

Rybę płuczemy i osuszamy delikatnie ręcznikiem papierowym, skrapiamy delikatnie cytryną, muskamy solą i świeżo zmielonym pieprzem, z obu stron. W tym momencie rybę odstawiam na 20-30 minut do lodówki, niech się zamarynuje. W międzyczasie przygotowuję sałatkę i pieczarki. Nie przepadam i w jednym i drugim przypadku za drobno krojonymi kawałeczkami, więc staram się aby wszystkie elementy sałatki były wielkości ćwiartki pomidora rzymskiego. W tym samym czasie nagrzewamy piekarnik do 160 stopni.
Rozgrzewamy patelnię z niewielką ilością tłuszczu, ja wykorzystałem masło klarowane, do wysokiej temperatury. Smażymy łososia, dosłownie po 45 sekund każda ze stron, tylko po to aby zamknąć mięso, a cała wilgoć została w środku. Przekładam rybę do naczynia żaroodpornego z niewielką ilością oliwki. Obkładam pieczarkami wcześniej posolonymi i doprawionymi sporą ilością pieprzu i niewielkiej ostrej papryki. I teraz najważniejsze, do moździerza wsypuję szczyptę soli ziołowej, oregano, kurkumę i tymianek, porządnie rozgniatam i mieszam, posypuję rybę. Na wierzchu zielona pietruszka, nie zakrywamy pokrywką. Do pieca na 10-15 minut w zależności od grubości ryby.

Czas przygotować sos do sałatki.  Sok z cytryny, oliwka, trochę wody, cukier, oregano, bazylia, sól i pieprz. Jak widzicie oregano łączy smaki sałatki i ryby, a tymianek i bazylia je rozdziela. Mieszamy i łączymy z sałatką.
Wyciągamy rybę z piekarnika i układamy na sałatce. Efekt, kolacja Walentynkowa udana, urozmaicona kieliszkiem białego wina. Połączenie delikatności ryby i sałatki, urozmaicona ostrymi pieczarkami. Młody też się załapał i bardzo mu smakowało. A efekt wizualny:

Smacznego :-)

sobota, 8 lutego 2014

No to zaczynamy !

Dobry wieczór, Blogu :) Dostałam dzisiaj zaproszenie, by współtworzyć Ciebie - Blogu. Zaproszenie od samego męża mego :) Zajawkę, że masz powstać, mój mąż zwerbalizował kilkanaście dni temu, od razu zaświeciły mi się oczy, bo już kiedyś padło kilka głosów, że powinnam zająć się pisaniną jakąś...
Nie wiem w jakim kierunku się to rozwinie, mamy z MaXem kilka wspólnych pasji i kilka zupełnie odmiennych... kilka nałogów i trochę ...
Lubimy podobne rzeczy ale też są i takie, które nas różnią, czy to jeśli chodzi o upodobania kulinarne, muzyczne czy inne... na szczęście nie korzystamy z jednego wspólnego sprzętu do pisania tu, więc w razie jakiegoś odmiennego spojrzenia każde z nas będzie miało szansę się wypowiedzieć :P Na dziś chyba wystarczy, dobranoc - Blogu. :)

Początek.

Długo się zbierałem, aby uruchomić ten, chyba dość kontrowersyjny projekt. Blogować będę w jednym miejscu wraz z żoną. Pewnie nie obędzie się bez sprzeczek ale przecież takie jest życie.
Choć mamy różne charaktery, w zasadzie całkiem inne, jesteśmy zgraną parą, która radzi sobie z problemami dnia codziennego nie najgorzej. To sprawia, że decyduję się na to aby wspólnie pisać i bawić się w "nowoczesny pamiętnik".
O czym będzie, wydaje się, że o wszystkim co spotyka nas każdego dnia. Będzie pewnie trochę kulinarnie, trochę polityczno-socjologicznie, trochę o dzieciach w wieku nie pasującym do naszego i o wspólnych i nie wspólnych pasjach.
Zaczynamy :)