Liczba 69 jest sumą znaczeń liczb 6 i 9. Pierwsza symbolizuje natchnienie i pomysły pojawiające się w naszym umyśle w chwilach relaksu, odprężenia i wewnętrznej harmonii. Liczba ta przypomina również swoim znaczeniem o konieczności wybaczania. Druga reprezentuje stan osiągnięcia pełni w jakiejś dziedzinie. Związana jest z wysokim poziomem rozwoju intelektualnego, emocjonalnego bądź duchowego. Daje kontrolę nad własnym losem i wpływ na losy innych ludzi. Jej znaczenie związane jest z wynalazczością, pomysłowością i skutecznością. Jest to liczba zamykająca cykl.
Liczba 69—to także graficzne zobrazowanie znaku Raka.
Dla nas to także współczesne yin i yang. Chcielibyśmy aby właśnie takie były tu wpisy :)


czwartek, 17 kwietnia 2014

Niemożliwe, a jednak :)

Plan był taki: umówiony, dogadany, ustalony. Po zumbie idę do Auchana po marchewkę i inne produkty i piekę...wiadome ciasto na MaXa Urodziny, na jutro do pracy :) Gdy wróciłam, dostałam obiadokolację - spagetti carbonara (z boczkiem w kremowym sosie...).
Ok. 20 z minutami -  MaX wychodzi z domu na swój mecz koszykówki - ja po zakupy.
I niby nudaaa, nic się nie dzieje, zakupy jak zakupy, w tym hipermarkecie znajdziecie wszystko czego dusza zapragnie.... myślałby kto :P
Zmierzam w kierunku stoisk warzywno-owocowych, są piękne  różnokolorowe papryki, arbuzy, truskawki, mango....ja szukam tylko marchewki.... takiej w worku na wagę, wzięłabym kilogram.
I co widzę ? Puste kosze, kilka pustych koszy, cały jeden rząd.
O ooo ! Zamajaczyła mi marchewka, ale w zestawie jako włoszczyzna do zupy... musiałabym wziąć ze 4 szt... eee, nie, jakieś takie podwiędnięte. Kieruję się w stronę zaplecza dla personelu, ostatnio też tak zrobiłam, jak nie było grzybków suszonych na sali - i przyniosła mi Pani z zaplecza parę dkg podgrzybków, mówiąc, że nie mają już gdzie wykładać towaru :) Ale nie tym razem - marchewki NIET !!!
Spokojnie  - myślę sobie - nie mieszkam na wsi, mamy 3 sklepy osiedlowe, pójdę tam i po problemie, będzie marchewka, będzie ciasto :)
Przy kasach następna niespodzianka: podeszłam tam, gdzie stała tylko jedna para z zakupami - idealnie, myślę sobie. Niestety, prawda okazała się nieco inna - Państwo płacili w rublach (...) nie mieli dużo zakupów ale bardzo drogie produkty (na pierwszy rzut oka, nie żebym podglądała, co kto ma w koszyku:) - płatność kartą - odmowa, oddali 24 opakowania serka philadelphia - to widziałam :) znów karta i komentarze w języku sąsiadów, że niemożliwe, może jeszcze raz, zły terminal.... oddali jeszcze coś... znów odmowa, teraz inna karta... odmowa... kolejka się powiększa....a ja bez marchewki - moje myśli w tym momencie - niech tylko ze mną zostaną, nie napiszę...  Gdy wyszłam z tego najlepszego z najlepszych hipermarketów... udałam się pełna nadziei do sklepiku osiedlowego - mhm, zamknięty :( Byłam o 20:50... spóźniłam się o 20 minut .... ale nic, są jeszcze dwa trochę dalej.... w jednym Pani zrobiła "wielkie oczy", gdy pytałam o marchewkę (chciała mi dać marchewkę z groszkiem, taką w słoiku) w kolejnym... w którym zawsze w razie awarii wszystko jest (nawet świeże drożdże) - marchewki NIET !
Wracałam zrezygnowana do domu i nie wierzyłam w to co mnie spotkało. Nie było nigdzie marchewki, wszystko inne tak.
W sumie można kupić każde ciasto teraz.... szukałam w myślach wyjścia.... ale obiecałam upiec. Coś wymyślę, ale już w domu zorientowałam się, że nie mam masła, więc zostają mi ciasta z użyciem np. oleju.
Ciasto w piekarniku (LENIWIEC od Ewy G.), ja piszę, maX wrócił z meczu, czuje zapach ciasta, nie wie, że to nie marchewkowe... nie chce mi się o tym opowiadać... może przeczyta ;-))) Jak wyjdzie dobrze, dam przepis.

Marchewki NIET:



Teraz chodzi mi po głowie "Marchewkowe pole" Lady Pank: 

https://www.youtube.com/watch?v=6utDdnJxB9c&feature=kp

niedziela, 13 kwietnia 2014

Sushi master :)

 Każdy może nim być, skoro ja umiem ukręcić sushi, to uda się każdemu. Nie, nie jestem master, po prostu, jak nas najdzie to zrobię. Cała przygoda z sushi zaczęła się od żony, która namawiała, żebym spróbował. Przy okazji kolega był menadżerem w jednej  z trójmiejskich suszarni i tak poszło. Pierwsza wizyta - żona sushi a ja cokolwiek byle nie to. Następnym razem już dałem się namówić, a następnym to ja zjadłem więcej :) Teraz chodzimy na sushi w miarę regularnie, szczególnie kiedy nie ma czasu przed treningiem czy meczem. Sprawdźcie jak czuje się Wasz organizm w czasie ruchu po schabowym i po japońskim wynalazku.
 Niekiedy jednak nachodzi nas ochota, a nie ma czasu, kasy czy jest prośba rodzinna o domowe rolady ryżowe. Tak też było tym razem, domowy osiemnastolatek, zażyczył sobie na urodzinową kolację domowej roboty sushi.
 No dobra, ale od czego zacząć? Najlepiej od zestawu do robienia sushi, dostępnego w każdym markecie, czy ważne jaki, chyba nie, ja kupiłem zestaw House of Asia, i do tej pory korzystam z ich półproduktów. Warto też obejrzeć jakiś filmik na necie, tylko nie dawajcie wiary, że ryż może być każdy a jego ilości na nori, może być mało. No chyba, że ktoś lubi same wodorosty, tylko szkoda wtedy poświęcać 1,5 godziny na pracę w kuchni, namoczyć płaty i jeść.
 Czas, no tak, tyle trzeba poświęcić, z przerwą na papierosa. Zaczynamy od ryżu, ma być do sushi i już. Proporcje wody do ryżu są na opakowaniu, z założenia 1:1 (szklanka ryżu, szklanka wody), ja daję 1/4 wody więcej, czyli na dwie szklanki ryżu, dwie i pół wody. Ryż mega przepłukać pod zimną wodą, czysty ryż, czyste sushi :) Gotujemy 10 minut od zagotowania na delikatnym ogniu (jakim ogniu jak wszystko teraz elektryczne), po tym czasie wyłączamy i odstawiamy na 15 minut, cały czas pod przykryciem. Wysypujemy do dużej miski, na tyle dużej aby swobodnie mieszać. Miska powinna być drewniana, ale może być szkło, nie polecam metalu. Jak lekko ostygnie dodajemy zaprawę z octu ryżowego (też do kupienia), na 0,5 kilograma ryżu trzy łyżki stołowe (ja dodaję trochę więcej). Ocet ryżowy marynuje ryż i nadaje mu specyficzny smak i zapach. W czasie kiedy ryż stygnie przygotowujemy składniki do sushi. I tutaj już jak każdy lubi, u mnie standard to surimi (paluszki krabowe bez kraba), łosoś, może być surowy, wędzony czy pieczony, ogórek zielony, avocado i mango. Reszta to już fantazja, obecnie wykorzystałem serek Turek o smaku łososia i pastelę tuńczyk z pomidorami oraz szczypiorek.

 Jak widać na załączonym obrazku ogórek jest bez części z pestkami i cienko pokrojony, pozostałe składniki także dość drobno pokrojone. To ważne, kiedy chcemy łączyć smaki. Do maków (maki -sushi zwijane) jednoskładnikowych surimi czy ogórek zostawiam grubsze. Przygotowujemy odpowiednio stanowisko, tak aby wszystko było pod ręką, ale nie przeszkadzało w zawijaniu. 

Na zdjęciu brakuje tylko miski z wodą, jest potrzebna, nie dotykamy ryżu jeśli nasze ręce nie są wilgotne. Wasabi powinno być na talerzyku, albo miseczce i tak było :)
 Tak naprawdę to zdradzę Wam, że nieistotne jak skręcasz, co dasz do środka i jakie wyjdą Wam końcówki, najważniejszy jest ryż, jak nie wyjdzie, jest za mało lepki, za suchy, niedogotowany czy przegotowany nic z tego nie będzie :( 
 Samo kręcenie jest proste, kładziemy liść nori, nakładamy wilgotną ręką ryż, tak aby nie było zielonych plam, zostawiamy końcówkę bez ryżu, służyć ona będzie sklejeniu całości. Jednoskładnikowe maki tworzymy z połowy płata nori, wieloskładnikowe - z całego. Po ułożeniu ryżu robimy lekki pasek z wasabi i układamy składniki w dowolnej kolejności, chyba że dajemy pastę, albo serek, wtedy proponuję zacząć od nich, jak zrobimy to później będziemy przesuwać składniki. Chwytamy matę za brzeg bliżej nas i zawijamy. Nie martwcie się, że nie wyjdzie, pod koniec opakowania nori będzie już ok :) Końcówkę nori namaczamy wodą i jak dokręcimy do końca ładnie się zlepi. Brzegi albo delikatnie dociskamy odrobiną ryżu, albo odcinamy i nie dajemy gościom, tylko zjadamy sami.
 Troszkę trudniej robi się "odwrócone" maki, czyli takie z ryżem na wierzchu. Są smaczniejsze, bo na pierwszy ogień kubki smakowe atakuje ryż, a nie wodorosty. Tutaj na ryż układamy na świecącej stronie, na całej powierzchni i odwracamy. Tak jak poprzednio tylko bezpośrednio na nori kładziemy odrobinę wasabi i składniki. Matę najlepiej owinąć folią spożywczą. Na końcu skręcania można położyć na wierzch kawałki ryby, albo posypać sezamem i dokręcić rolkę. Resztkę ryżu wykorzystuję na nigiri. Cały bajer z tym rodzajem sushi to nie za duża kulka ryżu, wasabi na wierzch i uformowanie już właściwego kształtu z rybą na górze. Proste, najważniejsze to nie bać się i spróbować. Efekt:





 Teraz czas na krojenie rolek. Jednoskładnikowe kroję na sześć kawałków, wieloskładnikowe na osiem, albo dziesięć, w zależności czy końcówki są ładne :) Ważne, nóż wilgotny. Całość ozdabiamy sezamem i/lub słodką papryką, układamy na półmiski i zapraszamy gości do stołu. Nieodłączne dodatki, sos sojowy, wasabi i marynowany imbir (nie lubię). Smacznego :)

 To co widać na zdjęciu to pół kilograma ryżu i sześć nori, 66 kawałków, więc jak romantycznie we dwoje, to szklanka ryżu i 3 nori wystarczy.     

środa, 9 kwietnia 2014

Ruchanki :)

Zważywszy na dzisiejszą niepogodę, postanowiłam zrobić na obiad pizzę domową (4 okrągłe, duże), bo to i pożywne i różnorodne składniki i smakuje wszystkim :) 
Zostało jednak trochę drożdży i szkoda, żeby się zmarnowały, a pogoda nadal taka, że tylko ciepłe i tłuste by się jadło.
Padło na popularne racuszki, zwane też RUCHANKAMI (kuchnia kociewska). Nazwa pochodzi od  słowa "wyruchane", czyli wyrośnięte i wyrobione.

Przechodząc do rzeczy, potrzebujemy:
  • 500 g mąki pszennej,
  • 50 g świeżych drożdży,
  • szczypta soli
  • 3 łyżki drobnego cukru
  • jajko
  • 1,5 szklanki mleka (nie może być zbyt zimne)
  • 3-4 jabłka
Wykonanie:

Mąkę przesiewamy do dużego naczynia, ponieważ ciasto będzie rosło, dodajemy sól i mieszamy.
Pośrodku robimy wgłębienie, wkruszamy drożdże i zasypujemy cukrem i zalewamy połową szklanki mleka. Przykrywamy czystą, lnianą serwetką i ... odstawiamy w ciepłe miejsce - ja wykorzystałam ciepły piekarnik po pieczeniu pizzy (minęły 2 godziny od wyłączenia). Po upływie 15 minut dodajemy resztę mleka i jajko i porządnie mieszamy. Odstawiamy znów w ciepłe miejsce. Po upływie godziny zaglądamy.... gdy ciasto wyrosło, dodajemy pokrojone w kostkę jabłka i znowu odstawiamy w to samo miejsce na 15-20 minut.

W końcu możemy przystąpić do smażenia, rozgrzewamy olej, można dodać trochę masła klarowanego, będą smaczniejsze. Nakładamy łyżką, smażymy na złoty kolor z obu stron. Wyjmujemy na ręcznik papierowy w celu odsączenia tłuszczu, posypujemy cukrem pudrem, przydałby się syrop klonowy, ale skończył się :(

Idealnie smakują z zimnym mlekiem, tak kiedyś jadłam, mleko już nie takie, jak kiedyś, ale cóż... wyobrażam sobie, że byłyby dobre z kawą zbożową. Zaraz spróbuję, jak jeszcze coś zostało w kuchni.

SMACZNEGO !!!

Plecaczkiem być :)

Skoro ma być relacja drugiej strony to będzie :) Motocykl fajny jest, sądziłam, że tylko podczas ładnej, słonecznej i ciepłej aury, ale okazało się rok temu, że nawet w deszczu i słocie przez pół dnia można jechać. Wyrzymać rękawiczki i jechać dalej. 
Zawsze jestem z tyłu to i tak pierwszy rzut wiatru i deszczu bierze na klatę MaX. Ja zbieram resztki, ale jako płeć słabsza, odbieram i tak podwójnie (albo tylko tak mówię :) ). Co lubię w jeździe motocyklem ? Przede wszystkim to, że jesteśmy blisko, bardzo blisko siebie, że mogę usłyszeć, że świetnie się składam na zakrętach, że jeździ się ze mną tak, jakby mnie nie było - to oznacza, że nie przeszkadzam, a to jest najważniejsze, bo tu chodzi o nasze wspólne bezpieczeństwo. Dużą zasługą są regularne, różnorodne ćwiczenia, dzięki którym po jeździe przez całą Polskę nie bolały mnie plecy, nogi ani d... :) Mięśnie stabilizujące kręgosłup muszą być dobrze rozbudowane, żeby bez szwanku zażywać wielogodzinnej jazdy.
Lubię jeszcze jedną rzecz, a mianowicie, gdy jeździliśmy w  zamkniętych schubertach, odkryłam, że mogę sobie śpiewać, drzeć się, jest specyficzny pogłos, a MaX nic nie słyszy i ... nikt mnie nie ucisza :) To dla mnie niezła frajda. Tak mam. 
Co jeszcze ? Z reguły w butach na obcasie i w spódnicy, a tymczasem okazało się, że umiem wskoczyć w skórę, czy jakiś drelich i odpoczywać na chodniku na stacji benzynowej, półleżąc wśród płynu borygo i innych....


 poza tym sama się zdziwiłam, że potrafię spakować się na tydzień w to-to co poniżej... i wszystko zabrać. Chcieć znaczy móc i już :)



i na koniec, tęskniąc za latem.....

wtorek, 1 kwietnia 2014

Motocyklowe wspólne świata zwiedzanie

 Motocykl i wszystkie z jego posiadania plusy i minusy, to kolejny z elementów naszej małżeńskiej składanki. Oboje uwielbiamy jeździć i spędzać czas na motocyklu, zwiedzać i podziwiać świat z wysokości siodła. Czerpiemy sporo radości z możliwości jaką daje motocykl.
 Ale nasza pasja, bo tak mogę nazwać to co łączy się z tym tematem, to nie tylko stricte jazda, to także masa nowych znajomych, wspaniałe przygody i moda motocyklowa. Wszystko to łączy się w całość i daje masę zabawy, dobrze spędzonego czasu i masę satysfakcji. 
 W tym temacie pisze swojego bloga, na którego serdecznie zapraszam, i tam spełniam swoją misję łączenia użytkowników Kawasaki W 800. Dzięki niemu spotykamy się ze znajomymi z całej Polski i nie tylko, przynajmniej dwa razy do roku, wybieramy się na daleki i bliższe wyprawy.
 Na blogu 69 pozostawię w tym temacie miejsce dla żony, niech to ona właśnie w tym miejscu, da upust swoim talentom i przedstawi swoją wersję tej cudownej, acz niebezpiecznej pasji.
 To zdjęcie z weekendu, obfitującego w sporo chwil spędzonych na motocyklu wraz z grupą fajnych ludzi. Akurat w tym momencie byliśmy na pierwszym w tym roku wspólnym wyjeździe, testując nowe kaski.
 Skoro tak się cieszą nasze "mordki", coś w tym musi być :)
Zapraszam na http://w800max.blogspot.com/ , tam możecie przeczytać o mojej wersji zdarzeń, a tu oczekujcie relacji drugiej strony.