Bardzo lubię bez... tzn. bzy, no ... bzowe kwiatki i ten zapach... nie można ich kupić, nie ma nigdzie w sprzedaży. Dziś miałam szczęście i w drodze z pracy natknęlam się na ułamaną gałąź.. Pewnie jakiś amator bzów ją złamał, by dostać się do kwitnącej części ... w ten sposób zostałam posiadaczką kilku gałązek... pachną teraz majowo, chociaż za oknem wciąż zimno... mimo, że "zimna Zośka" za nami, wciąż odczuwamy ten przejmujący, zimny wiatr, brrr.... Czekam, aż zakwitnie mój bez za płotem, już niedługo - mam nadzieję.
Mamy już połowę maja, a nie można posiedzieć wieczorem na tarasie z lampką wina, bo jest zwyczajny...ziąb :)
A oto moja dzisiejsza zdobycz:
P.S. Grzeszę teraz na całego, jedząc pizzę farmerską (z kurczakiem) zamówioną z Alicante (jest 21:40 ) i popijając winem czerwonym wytrawnym... Lubię BEZ :)
A cóż to za zrzeszenie.daj spokoju należy się Wam.a bez piękny.Mam to szczęście.że kilka krzewów pod moim oknem kwitnie i pachnie:)anielka
OdpowiedzUsuńSzczególnie pachnie po deszczu :)
OdpowiedzUsuńZuzanna lubi je tylko jesienią. Ależ przedziwny i beznadziejny blog.
OdpowiedzUsuń